Jeremy Clarkson o wszystkim i o zegarkach


Jeremy Clarkson to jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd angielskiej telewizji. Jego programy motoryzacyjne przyciągają przed ekrany miliony fanów z całego świata i to nie ze względu na wiedzę prowadzącego ale jego specyficzny sposób bycia i podejście do omawianego tematu. Jeremy drwi z otaczającej nas rzeczywistości i nie ma chyba żadnej świętości której nie mógłby ośmieszyć. Clarkson pisuje także liczne artykuły motoryzacyjne, i właśnie fragment jednego z nich poświęcił swojemu podejściu do tematu zegarków.

Przypuszczam, że kiedyś, kiedy twój sprzedawca ryb znał twoje imię i wiedział jakiego dorsza lubisz jadać w piątki, lojalność marce miała sens. Teraz gdy żyjemy w świecie supermarketów i korporacji, jest to jedna z najgłupszych rzeczy na naszej zielonej planecie. I to bez względu na to jak wiele kart lojalnościowych nosisz w swym portfelu.



Pisząc te słowa jestem równocześnie najlepszym zaprzeczeniem tej tezy. Mimo, że wiem, iż Virgin są najlepszymi liniami lotniczymi, staram się latać z BA. Mimo, że wiem, że HSBC spisuje się całkiem nieźle, ja korzystam z banków Barclays. I mimo, że wiem, że nowy krój Levisów odsłania mi tyłek gdy się pochylę, nigdy nie kupię pary Wranglerów.

Te dywagacje sprowadzają mnie wprost do pytania o zegarki. Od jakiegoś czasu polowałem na nowy czasomierz, jednak wybór nie był łatwy. Nie mógłbym nosić Breitlinga, gdyż nie mam w garażu Audi; nie mógłbym założyć Calvina Kleina, bo to marka majtek; nie mogę nosić zegarka Gucci, ponieważ nie jestem żoną piłkarza; nie chcę TW Steel, ponieważ mój nadgarstek nie jest na tyle duży, by unieść coś co jest widoczne z kosmosu; nie mógłbym także nosić Tissota, gdyż nie mam już ośmiu lat; a jedyną rzeczą gorszą od podrabianego Roleksa jest autentyczny Rolex.

Czy zauważyliście może coś dziwnego jeśli chodzi o Roleksy? Zwłaszcza te nowoczesne, które nakręcają się gdy ruszasz ręką? Wielu z posiadaczy nosi je na prawej ręce. Nie sugeruję niczego, ale wy możecie swobodnie wyciągać wnioski.

Przede wszystkim jednak nie mogę nosić tych zegarków, gdyż jestem człowiekiem Omegi. Nosiłem Seamastera od lat, nie dlatego, że James Bond również miał taki i nie dlatego, że Neil Armstrong założył coś z oferty tego producenta na Księżycu, ale dlatego, że w dniu, gdy wyjeżdżałem do szkoły, moi rodzice podarowali mi Geneve Dynamic.

Problem w tym, że przez ostatnie lata Omegi były jak konserwy w zegarkowym świecie, jak przewidywalne sitcomy. Omegi były ponure. Były nudne do granic wytrzymałości. Były Vectrami w świecie Ferrari i Lamborghini. Dla przykładu De Ville Prestige został z pewnością zaprojektowany przez kogoś, kto ciągle ma czarno-biały telewizor.



Byłem zdesperowany. Chciałem zegarek i z tego samego powodu, dla którego korzystam z usług Barclays i noszę Levisy, musiała to być Omega, a odpowiedniej nie było nigdzie na horyzoncie. Przypominało to sytuację Leeds United - niegdyś kojarzonych z Peterem Lorimerem i Garym Sparkiem, a teraz ze zgrają niewyobrażalnych patałachów bujających w obłokach.

I wtedy, pewnego dnia w Hong Kongu, zobaczyłem ją - nową Omegę. Nazywa się Railmaster i odznacza się niezrównanym pięknem. Nie ma na niej żadnych guzików, które umozliwiałyby posiadaczom wezwanie pomocy, gdy rozbiją się helikopterem na szczycie Kilimandżaro. Nie jest wodoszczelna do 8,000 metrów, nie ma stopera ani obrotowego pierścienia, który informuje ile powietrza zostało ci w butlach, a dodatkowo musisz ją nakręcać każdego ranka, bo inaczej się zatrzyma. To zegarek dla spokojnych ludzi, takich, którzy nie posiadają paralotni czy mini łodzi podwodnej w garażu. Kupiłem go z miejsca.


Te słowa znajdują potwierdzenie w praktyce. Clarkson w swoich programach był najczęściej widziany z niebieskim Seamasterem 300M oraz czarną Planet Ocean (choć i inne marki zagościły na jego nadgarstku, jednak nie na długo), a co najważniejsze nigdy nie był ambasadorem marki czyli robi to z własnego wyboru.

UWAGI:
1) Fragment pochodzi z artykułu umieszczonego w serwisie Times Online