Moonswatch - zło wcielone czy powiew świeżości?


Świat zegarkowy to raczej spokojne miejsce. Oczywiście ceny niektórych czasomierzy czy ich dostępność mogą budzić spore emocje, jednak w porównaniu z innymi branżami premiery nowych modeli nie są wydarzeniami, na które ściągają tłumy zdesperowanych osób gotowych na wszystko aby tylko kupić upragniony produkt. Tak było do czasu pewnej premiery. Prosty i oficjalnie tani zegarek rozpalił umysły wielu osób do tego stopnia, że przyćmił premiery największych zegarkowych marek. Czy Moonswatch otwarł nowy rozdział w zegarkowej historii czy stał się jedynie odosobnionym przykładem sprytnego marketingu? W miesiąc od premiery chciałbym wyrazić swoje zdanie w tym temacie.



Swatch to marka przez zegarkowych entuzjastów raczej pomijana, która jednak dla szwajcarskiego przemysłu zegarmistrzowskiego jest niezwykle ważna. To dzięki niej i sprytnym posunięciom marketingowym Nicolasa Hayeka udało się uchronić wiele cenionych marek przed upadkiem podczas kwarcowej rewolucji kiedy rynek został zalany tanimi i dokładnymi zegarkami z Azji. Hayek uważał, że kupując zegarek, nie nabywamy jedynie samego przedmiotu ale także całą jego otoczkę wraz z historią marki i wizją jej rozwoju.



W tej koncepcji Swatch zajmował miejsce na samym dole drabinki prestiżu - był jedynie gadżetem do odmierzania czasu, tanim zegarkiem, który można było wymieniać w zależności od nastroju i ubioru, a w razie awarii wyrzucić bez żalu, że straciło się ogromne środki zainwestowane w zakup.



Omega ze swoją bogatą historią i licznymi innowacjami znajdowała się zawsze po przeciwnej stronie zegarkowej listy prestiżu. Strategią marki było od zawsze pięcie się w górę i oferowanie produktów, za które klienci byliby w stanie zapłacić jak największe sumy. Zegarki producenta z Biel miały być wyznacznikiem statusu i symbolem niezawodności na lata użytkowania. Co zatem może połączyć te dwie krańcowo różne marki? Odpowiedzią na to pytanie jest Moonswatch - zegarek dla którego niektórzy byli w stanie się pobić, a przede wszystkim czekać przez wiele godzin w ogromnych kolejkach.



Zacznijmy jednak od początku. Jest 17 marca i Omega w swoich mediach społecznościowych umieszcza enigmatyczne filmiki zapowiadające kooperację ze Swatchem, która ma zostać ujawniona 26 marca. Pojawiają się teorie, że może chodzić o nowy zegarek, jednak większość osób traktuje to raczej jako żart. W następnych dniach kolejny filmik sugeruje, że w projekcie będzie chodziło o tematykę kosmiczną gdyż przez ekran przewijają się obrazy planet. W końcu, 23 marca, serwis Revolution "przypadkowo" publikuje materiały odnośnie nowych zegarków Swatcha, które mają nawiązywać do legendarnego Speedmastera Pro. Mleko się rozlało - następnego dnia Omega i Swatch potwierdzają wygląd nowych czasomierzy i formę ich dystrybucji (mają być one dostępne jedynie w wybranych butikach Swatcha od soboty 26 marca).

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez OMEGA (@omega)



Samych wersji zegarków ma być jedenaście. Wszystkie nawiązują do obiektów w Układzie Słonecznym (mamy zatem osiem planet, Księżyc, Słońce oraz Plutona). Zegarki napędzane są mechanizmem kwarcowym, a ich koperta będąca idealną kopią tej w oryginalnym Speedmasterze została wykonana z nowego materiału nazywanego przez Swatcha bioceramiką (składa się na nią 2/3 ceramiki i 1/3 bioplastiku).



Do oryginalnych Speedmasterów nawiązują jeszcze inne detale. Poza modelem "Misja na Księżyc", który w oczywisty sposób jest najbliżej Moonwatcha, mamy jeszcze "Misję na Marsa", która białą tarczą oraz małymi wskazówkami w kształcie rakiet nawiązuje do Projektu Alaska. Wszystkie zegarki wyposażono także w plastikowe szkiełka, na których środku znajduje się logo Swatcha przypominające analogiczne rozwiązanie w Omedze.



Nadchodzi sobota 26 marca. Przed butikami Swatcha na całym świecie zaczynają się formować kolejki znane z premier najbardziej pożądanych sprzętów elektronicznych. W tłumie dochodzi do przepychanek i awantur gdyż pojawiają się informacje o niewielkiej ilości oferowanych egzemplarzy. Plotki potwierdzają się w momencie otwarcia sklepów, gdyż większość klientów musi odejść z kwitkiem (nawet największe butiki dysponują jedynie kilkunastoma sztukami każdej wersji).





To co dzieje się następnie ponownie przywołuje na myśl premierę sprzętów elektronicznych w ostatnich dwóch latach - zegarki pierwotnie wyceniane na 1125 złotych trafiają na portale aukcyjne w cenach kilkukrotnie wyższych, a mimo to znajdują nabywców. Swatch informuje, że zegarki wrócą do sprzedaży jednak to nie powstrzymuje klientów przed przepłacaniem.



Równocześnie osoby którym udało się nabyć Moonswatcha zaczynają informować o problemach z jakością, a fora zegarkowe zalewa fala komentarzy mówiących, że logo Omegi wkrótce trafi na chińską bieliznę oraz słoiki z kiszonkami, a następna w kolejce jest współpraca Flik Flaka z Beguet.



Czym zatem jest w moim odczuciu Moonswatch? Gadżetem z funkcją odmierzania czasu. Hołdem dla marki Omega, z którą poza elementami wyglądu i oznaczeniami na tarczy i pasku nie ma nic wspólnego. Jest to przede wszystkim produkt Swatcha i jako taki musi być oceniany. Dlaczego taki zegarek trafił na rynek? Uważam, że dla Swacha jest to produkt, którym może zachęcić młodych ludzi do zainteresowania się światem poważnego zegarmistrzostwa, zastępując na nadgarstku smartwatcha. Dla kolekcjonerów natomiast może być pokemonem, na którego warto polować tak by zdobyć całą kolekcję.



Nie ulega wątpliwości, że marketingowo cała akcja została rozegrana po mistrzowsku. Wyciek materiałów (nie zważając na to czy był celowy czy też nie) oraz niezwykle limitowana dostępność (chyba nikt nie ma wątpliwości, że Swatch w swoich fabrykach był w stanie wyprodukować znacznie więcej egzemplarzy niż to co dostarczono do sklepów na start) sprawiły, że premiera "zegarków za grosze" przyćmiła praktycznie wszelkie nowości od najbardziej szanowanych marek.

Czy taki zabieg może podkopać pozycję Omegi jak sądzą niektórzy? Moim zdaniem nie, gdyż podobnie jak ma to miejsce w przypadku tanich perfum z logiem znanych marek samochodowych tak i Swatch z logiem Omegi nie jest bezpośrednio przekładany na produkty producenta z Biel.



Czymś z goła innym są natomiast wpadki jakościowe. Każdy jest świadomy, że w cenie Swatcha nie otrzymujemy jakości Omegi jednak nie może być tak, że zegarek mający nawiązywać do szanowanej marki ma niechlujnie wykonane koperty, jego plastikowe szkło rysuje się od podmuchu wiatru i nie da się go wypolerować, a nowy materiał w połączeniu z niektórymi wersjami kolorystycznymi farbuje rękę. To wpływa na negatywny odbiór obydwu marek. Strzałem w stopę jest również zachowanie firmy na miesiąc po premierze - oczywiście możemy uwierzyć, że zainteresowanie przerosło założenia firmy, jednak próba zabawy w Roleksa i wymaganie od kupujących poszukiwań dostępnych egzemplarzy tylko w wybranych salonach na dłuższą metę całkowicie odrzuci od tych zegarków, marnując rewelacyjny start, gdyż w tych plastikowych czasomierzach nie ma nic z wartości reprezentowanych przez Omegę lub Roleksa.



Oczywiście sytuację można jeszcze naprawić - wprowadzając sprzedaż internetową i oferując te modele w pozostałych salonach sprzedających Swatcha jak również poprawiając wpadki jakościowe. Bez tego o Moonswatchach wszyscy szybko zapomną.